Jednak Falkon dał się we znaki i do dziś mam katar i kaszel. Dlatego ostatnie dni spędziłąm w domu i turlam się z kocem z kąta w kąt. Podczas tej mało zajmującej czynności postanowiłam trochę potkać, aby zająć czymś ręce. Lubię robic nowe wzory, a ten wydał się bardzo sympatyczny i wpasował się moje kolory włoczki, które posiadam na wykończeniu w kartonie.
Jest to także mała przerwa od notesów i biżuterii, które pewnie niedługo trochę zaleją ten blog z razji swojej po Falkonowej prezentacji zdjęciowej ;)
A krajka tabliczkowa jak zwykle z 100% wełny, w kolorach: jasny fiolet, ciemny fiolet i brąz. Jakieś 196 cm wyszło i 3 cm szerokości.
Jezu, kobieto, podziwiam cię. Ja jak jestem chora, to albo śpię całymi dniami, albo staram się nie oblać książki herbatą. A ty jeszcze sobie tkasz. :D Naprawdę podziwiam i zazdroszczę samoorganizacji. Aż się wstyd robi za własne lenistwo. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia :3 A krajka oczywiście świetna, ale przyznam szczerze że się na tym nie znam, bo jedyne co kiedykolwiek "tkałam" to bransoletki przyjaźni z muliny :)
OdpowiedzUsuńOj dzięki, ale nie uważaj, że lenia we mnie nie ma ;) Po prostu nie potrafię leżeć bez ruchu więcej niż 15 minut (nawet na plaży) i ręce musza się czymś zająć. A tkanie jest bardzo odprężające ;)
Usuń